S&P stracił wczoraj 0,3 proc. po słabszych od oczekiwań danych o sprzedaży detalicznej, ale rynek dziś już nie pamięta o tych liczbach. Giełdy w Azji zyskiwały, w Europie nastroje mogą być dobre. Wall Street szybko zapomniała o słabszych od oczekiwań danych o sprzedaży detalicznej (wzrosła o 0,3 proc., oczekiwano wzrostu o 0,5 proc.) i większym wzroście zapasów, ponieważ szybko przypomniano sobie, że rynek pracy wciąż jeszcze pozostaje w słabej kondycji i uwagę należy skupić na innych danych. 

S&P stracił wczoraj 0,3 proc. po słabszych od oczekiwań danych o sprzedaży detalicznej, ale rynek dziś już nie pamięta o tych liczbach. Giełdy w Azji zyskiwały, w Europie nastroje mogą być dobre.
 
Wall Street szybko zapomniała o słabszych od oczekiwań danych o sprzedaży detalicznej (wzrosła o 0,3 proc., oczekiwano wzrostu o 0,5 proc.) i większym wzroście zapasów, ponieważ szybko przypomniano sobie, że rynek pracy wciąż jeszcze pozostaje w słabej kondycji i uwagę należy skupić na innych danych. Te inne dane to np. dynamika produkcji przemysłowej, która zostanie opublikowana dziś (15:15) oraz liczba wydanych pozwoleń na budowę i rozpoczynanych budów, które także poznamy dziś (14:30). Rynek czeka na nie z optymizmem, o czym może świadczyć wzrost kontraktów na S&P w handlu przedsesyjnym.
 
W każdym razie są to perspektywy całkowicie wystarczające inwestorom w Azji, gdzie Nikkei zanotował trzeci z kolei wzrost, zyskując w tym tygodniu 1,9 proc. i wychodząc na poziom najwyższy od maja 2010 r. Wzrosły także indeksy giełd chińskich, a z szeregu wyłamał się jedynie Kospi, który stracił 1,1 proc. po publikacji danych o wzroście bezrobocia Korei Południowej do 3,6 proc. Nie jest to jednak poziom, który mógłby wystraszyć inwestorów na innych rynkach.
 
Z Europy nie napływają dziś rano istotne dane z wyjątkiem stopy bezrobocia w Wielkiej Brytanii. Dlatego rano indeksy giełd Starego Kontynentu mogą zyskiwać w oczekiwaniu na publikacje z USA. Pewnym sygnałem do niepokoju mogą być notowania obligacji Portugalii, Grecji i Irlandii, które spadają na wieść o przesunięciu zwiększenia zasobów funduszu europejskiej stabilności finansowej na 2013 r. Greckie dziesięciolatki mają już rentowność wywindowaną do 11,8 proc., a irlandzkie do 9,22 proc. Rynek może przyglądać się także przetasowaniom w Bundesbanku, gdzie kandydatem na objęcie fotela prezesa po rezygnacji Axela Webera jest Aide Weidmann, dotychczasowy doradca ekonomiczny kanclerz Angeli Merkel. Weidmann ma 42 lata i jeśli jego kandydatura przejdzie, będzie najmłodszym w historii prezesem Bundesbanku.
 
Warszawska giełda nie jest wdzięcznym tematem do snucia analiz w ostatnich dniach. Stabilizacja notowań WIG20 w wąskim przedziale 100 punktów przedłużyła się o dziewiętnastą sesję. Im dłużej trwa ten marazm, tym silniejsze może być późniejsze wybicie, ale póki co dzieje się niewiele. Rynek nawet nie wzruszył ramionami na wczorajsze dane o zaskakująco i groźnie wysokiej inflacji (3,8 proc.), więc zapewne nie zareaguje także na dzisiejsze dane o wynagrodzeniach czy kondycji budownictwa mieszkaniowego.
 
Impulsem większego kalibru mogą być negocjacje na linii rząd – Komisja Europejska. KE chce ograniczenia deficytu budżetowego poniżej 3 proc. PKB już w 2012 r. (a więc w przygotowywanej jesienią ustawie budżetowej). Rząd rzecz jasna wolałby poinformować wyborców o niezbędnych cięciach dopiero po przypadających również na jesień wyborach parlamentarnych. Minister finansów Jacek Rostowski musi wybierać między niezadowoleniem wyborców lub Brukseli. O tym jak wyglądać będzie polska odpowiedź na oczekiwania KE dowiemy się być może dziś, po spotkaniach premiera i ministra finansów z unijnym komisarzem, w tej właśnie sprawie.
 
 
Emil Szweda
 
 
 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj