Wczorajsze wystąpienie izraelskiego prezydenta, którego zdaniem rośnie konieczność użycia międzynarodowej siły względem Iranu, którego podejrzewa się, iż krótkim czasie byłby zdolny do uzyskania broni atomowej, może tłumaczyć nie tylko zwyżki notowań ropy naftowej i złota w ostatnich dniach, ale i też prowokować rynki finansowe do zadawania kolejnych pytań.
Wczorajsze wystąpienie izraelskiego prezydenta, którego zdaniem rośnie konieczność użycia międzynarodowej siły względem Iranu, którego podejrzewa się, iż krótkim czasie byłby zdolny do uzyskania broni atomowej, może tłumaczyć nie tylko zwyżki notowań ropy naftowej i złota w ostatnich dniach, ale i też prowokować rynki finansowe do zadawania kolejnych pytań.
Po pierwsze, ostatnie wspólne manewry izraelskich sił zbrojnych (także z NATO) sugerują, iż Tel Aviv nie wyklucza prób odwetu ze strony Teheranu (tym samym konflikt mógłby potrwać dłużej), po drugie faktycznym celem ataku na Iran musiałoby stać się usunięcie prezydenta Mahmuda Ahmadineżada i „zainstalowanie” bardziej pro-zachodniego rządu. Otwartym pytaniem pozostanie też zaangażowanie międzynarodowej koalicji (wystąpienie izraelskiego prezydenta może w tym względzie rozpoczynać proces dyplomatyczno-medialnej kampanii), bo oczywiste jest, że Izrael będzie unikać samodzielnego ataku, aby nie jeszcze bardziej nie zepsuć i tak złych relacji ze światem arabskim. Kluczowe będzie tutaj pozyskanie przychylności USA i być może Wielkiej Brytanii, ale czy Barack Obama w roku kampanii wyborczej będzie chciał rozpoczynać nowy konflikt w tradycyjnie dość trudnym dla Ameryki regionie, czyli na Bliskim Wschodzie? Bo oczywiste jest, że atak na Iran automatycznie pogorszy relacje w Iraku, Pakistanie, a zwłaszcza w Afganistanie. Jak widać problem z Teheranem jest dość skomplikowany i w zasadzie wraca co kilkanaście miesięcy – bo o tym, że Irańczycy pracują nad własną bombą atomową, wiadomo nie od dzisiaj. Społeczność międzynarodowa za wszelką cenę chciała unikać siły, bojąc się, że otworzy to nową „arabską puszkę Pandory”. Jakie, zatem możemy postawić wnioski? Do militarnego ataku na Iran raczej nie dojdzie prędko, chyba, że Izrael zdecyduje się na taką operację samodzielnie i z zaskoczenia niszcząc w ciągu kilku godzin irańskie instalacje – w tym scenariuszu mogłoby do tego dojść w ciągu najbliższych 2 tygodni. Wydaje się, jednak, że społeczność międzynarodowa (pod naciskiem USA) zdecyduje się raczej na akcję wywiadowczą, mającą na celu zmianę rządu w Iranie, co tym samym nie będzie miało większego wpływu na rynkowe notowania.
Tym samym kluczowe tematy dla inwestorów to nadal Grecja i Włochy. W pierwszym przypadku zaczyna się realizować scenariusz powołania rządu jedności narodowej, który miałby funkcjonować do czasu wyborów planowanych wstępnie na 19 lutego przyszłego roku. Wydaje się, że na jego czele stanie technokrata Lucas Papademos (wspominałem o tym w piątkowym komentarzu), gdyż wybór obecnego ministra finansów, Ewangelosa Wenizelosa, mógłby być zbyt „polityczny”. Najpewniej jednak utrzyma on dotychczasowe stanowisko w rządzie i będzie jednym z głównych negocjatorów w rozmowach z Unią Europejską i MFW – zresztą może mieć „dużo do powiedzenia” już na dzisiejszym spotkaniu ministrów państw strefy euro, które rozpocznie się o godz. 17:00. Niemniej dopóki grecy nie powołają nowego, tymczasowego rządu, a parlament nie zatwierdzi programu reform, wynikających z ustaleń po październikowym szczycie UE, to nie należy oczekiwać, że wspólnota międzynarodowa zdecyduje się na szybkie odblokowanie pomocy dla Grecji (chodzi o szóstą transzę pomocy wartą 8 mld EUR) – niewykluczone, że środki rzeczywiście wpłyną dopiero w pierwszej połowie grudnia. Niemniej w jakimś sensie temat Grecji zaczyna pomału schodzić z wokandy.
Teraz najważniejsza staje się sytuacja we Włoszech i najpewniej będzie ona przedmiotem intensywnych politycznych negocjacji w najbliższych godzinach, w tym podczas dzisiejszego, popołudniowego spotkania Eurogrupy. Bo wygląda na to, że dni Silvio Berlusconiego są już policzone – spekuluje się, że nawet 20-40 posłów z koalicji rządowej może go nie poprzeć podczas jutrzejszego głosowania nad wotum zaufania dla jego gabinetu (to już kolejne w ostatnich tygodniach). Niepokoi jednak to, że Berlusconi nie chce rozmawiać nt. rządu jedności narodowej złożonego z technokratów, który mógłby być obecnie jedynym wyjściem z coraz trudniejszej sytuacji w jakiej znalazły się Włochy (pisałem o tym w tygodniowym raporcie). Niemniej może rzeczywiście jeszcze nie czas na takie polityczne rozmowy, gdyż włoski premier na razie robi wszystko, aby utrzymać stanowisko, strasząc przy tym, że wcześniejsze wybory będą fatalnym rozwiązaniem dla kraju. Tak czy inaczej, również dość negatywnym dla rynków, stąd też obserwowany od rana „zjazd” notowań wspólnej waluty, to głównie element obaw o Włochy. Zwłaszcza, że rentowności włoskich obligacji nadal utrzymują się na rekordowo wysokich poziomach, a z Europejskiego Banku Centralnego napływają głosy, że rolą ECB „nie jest finansowanie państw w nieskończoność” – ta niedzielna wypowiedź Christiana Noyera pokazuje, że w banku centralnym rośnie niechęć do interwencyjnych zakupów na rynku długu, co raczej nie jest dobrym prognostykiem na przyszłość.
EUR/PLN: Złoty zaczyna słabnąć na fali obaw o Włochy, chociaż na razie ruch ten jest ograniczony. Dzienne wskaźniki sugerują jednak, iż w najbliższych dniach może dojść do wyraźnego złamania strefy oporu 4,40-4,42. Na razie kluczowe może okazać się wyjście ponad 4,38. Mocne wsparcie na dzisiaj to rejon 4,35, w perspektywie tygodnia to okolice 4,3250.
USD/PLN: Spadki na EUR/USD automatycznie przekładają się na zachowanie USD/PLN, który wraca w stronę 3,20. Układ dziennych wskaźników jest pro-wzrostowy. Kolejne dni powinny przynieść próbę złamania strefy 3,23-3,25, która może być udana. Klucz na dzisiaj to pokonanie 3,20, mocny opór to strefa 3,15-3,17.
EUR/USD: Widać, że opór na 1,3850 ewidentnie spełnił swoją rolę, a dzisiejsze, dość szybkie zejście do 1,37 pokazuje, że możemy spaść o wiele głębiej w najbliższych dniach – zwłaszcza, że ruch ten jest „legitymizowany” przez dzienny MACD. Kluczowy będzie test okolic 1,3600-1,3650, do czego może dojsć jeszcze dzisiaj wieczorem, a w kolejnych dniach dość ważnej średnioterminowo bariery 1,3500-1,3550. Jej złamanie będzie potwierdzeniem, iż wchodzimy w fazę spadków, które powinny najpóźniej w ciągu kilku tygodni doprowadzić do złamania minimum z 4 października na 1,3144. Temat na dzisiaj to wspomniany test okolic 1,3600-1,3650 po uprzednim złamaniu 1,37. Silny opór to rejon 1,3740.
GBP/USD: Wyraźnie rośnie znaczenie oporu na 1,6070 – to podobnie jak przy 1,3850 na EUR/USD. Dzienne wskaźniki jeszcze nie dają sygnałów do mocnych spadków, ale są bliskie ich wygenerowania w ciągu kolejnych dni. Sygnałem do ruchu może stać się czwartkowe posiedzenie Banku Anglii, gdzie może być dyskutowana kwestia zwiększenia programu QE. Temat na dzisiaj to ewentualna próba łamania poziomu 1,5950.
Marek Rogalski
DM BOŚ (BOSSA FX)