Na giełdach trwa huśtawka nastrojów. Silne ruchy w obu kierunkach obserwujemy nie tylko z dnia na dzień, ale i w trakcie sesji. Do grona rynków mocno zmiennych dołączyło też złoto. Choć środowe zachowanie się europejskich indeksów trudno uznać za stabilne, to wskaźniki na Wall Street wykazały się jeszcze większą zmiennością. Tylko zakres wahań był mniejszy. DAX przebył w ciągu dnia dystans 230 punktów, a różnica między jego najniższą, a najwyższą wartością przekroczyła 4 proc. S&P500 ze swymi 22 punktami cechował się rozpiętością o połowę mniejszą, licząc w procentach.
Na giełdach trwa huśtawka nastrojów. Silne ruchy w obu kierunkach obserwujemy nie tylko z dnia na dzień, ale i w trakcie sesji. Do grona rynków mocno zmiennych dołączyło też złoto.
Choć środowe zachowanie się europejskich indeksów trudno uznać za stabilne, to wskaźniki na Wall Street wykazały się jeszcze większą zmiennością. Tylko zakres wahań był mniejszy. DAX przebył w ciągu dnia dystans 230 punktów, a różnica między jego najniższą, a najwyższą wartością przekroczyła 4 proc. S&P500 ze swymi 22 punktami cechował się rozpiętością o połowę mniejszą, licząc w procentach. Bardziej jednak liczył się styl, niż punkty. Tych ostatnich amerykański wskaźnik nabił wystarczająco dużo we wtorek, gdy wzrósł o 3,4 proc. A styl był w środę zmienny. Zaczęło się od spadku o 0,5 proc. po uznanych za zaskakująco dobre danych o wzroście zamówień na dobra trwałe. Ich 4-proc. wzrost to efekt głównie zwiększonego popytu na samoloty. Bez nich dane były lepsze niż oczekiwano, ale znacznie skromniejsze. O zaskoczenie nie było trudno, bowiem spodziewano się spadku. Późniejszy dynamiczny wzrost o 1 proc. można przypisać równie zaskakującym danym o wzroście indeksu cen domów o 0,9 proc. W tym przypadku oczekiwania także nie były wygórowane. Ten zestaw informacji nie uchronił jednak rynku od dynamicznego spadku w połowie dnia. W końcowej części przewaga byków była już niepodważalna. Dow Jones wzrósł o 1,4 proc., Nasdaq o 0,9 proc. a S&P500 o 1,3 proc. Krótkoterminowo obraz rynku rysuje się optymistycznie. S&P500 uklepał w ciągu kilku poprzednich sesji jako tako twarde dno w okolicach 1120 punktów i w ciągu dwóch dni odbił od niego o 60 punktów. Jest na najlepszej drodze do szczytu położonego nieco powyżej 1200 punktów. Pytanie tylko co stanie się później, bo wcześniej indeks tego poziomu pokonać nie był w stanie, mimo trzydniowych starań. Odpowiedź na to pytanie poznamy po wysłuchaniu piątkowego wystąpienia Bena Bernanke.
Warto zwrócić uwagę na zachowanie złota, które po ustanowieniu we wtorek rekordu na poziomie 1912 dolarów za uncję, już w środę oddało z niego ponad 160 dolarów, spadając łącznie o 8,5 proc. Podobne ruchy pojawiały się poprzednio przy okazji bicia każdego co bardziej spektakularnego rekordu lub po każdej silniejszej fali zwyżkowej. Tym razem bezpośrednim powodem tąpnięcia były decyzje giełd o zwiększeniu depozytów zabezpieczających dla kontraktów na złoto. W niepewnych czasach nie ma pewnych inwestycji i nawet cieszące się doskonałą renomą złoto potrafi dostarczyć niemiłych emocji.
Po okresie względnego spokoju dziś na giełdach azjatyckich silne wzrosty. Nikkei na godzinę przed końcem handlu zyskiwał ponad 2 proc., podobnie jak indeks w Szanghaju. W Hong Kongu zwyżka sięgała 1,5 proc. Z tego grona wyłamał się Tajwan, gdzie doszło do spadku o ponad 1 proc. W dół po 0,2-0,3 proc. szły rano kontrakty na amerykańskie indeksy.
Nasz parkiet od dwóch dni nie tylko demonstruje słabość ale jest też jest wyjątkowo chimeryczny. WIG20 ma wyraźne kłopoty z kontynuacją odreagowania po spadkach. Podaż twardo trzyma byki w ryzach, nie dopuszczając do większej zwyżki.
Roman Przasnyski