Inwestorzy zdają się nie przejmować problemami Grecji i akumulują ryzykowne aktywa. Zloty zyskuje w reakcji na coraz korzystniejsze perspektywy gospodarki. Złoty jest najdroższy do euro od sierpnia 2011 r. odzwierciedlając słabość wspólnej waluty i napływ zagranicznego kapitału do naszego kraju.
Kolejny dowód desperackiej próby ratowania płynności rządu w Atenach. Wydany został dekret zobowiązujący jednostki samorządu terytorialnego oraz podmioty zależne od skarbu państwa nakazujący przelania wszystkich dostępnych środków na konta Banku Grecji. Dokument wskazuje „nagłą i niespodziewaną potrzebę” jako powód zwrócenia się o pieniądze. W piątek, 24 kwietnia, dobiega końca założony termin uzgodnienia programu reform w zamian za wypłatę transzy 7,2 mld EUR z uzgodnionego wcześniej bailout-u. Wczorajsza decyzja wskazuje, że kompromis nie zostanie znaleziony. Na 1 maja przypada kolejna rata spłaty pożyczki do Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Rynek reaguje dalszą wyprzedażą greckich obligacji. Wczoraj rentowności 10-letnich papierów rosły najszybciej od grudnia 2012 r. Dochodowość osiągnęła poziom 13,3 proc. 3-latki zbliżają się do psychologicznej bariery 30 proc. Sytuacja wokół Grecji ciąży na notowaniach europejskiej waluty. Początek tygodnia przyniósł zahamowanie wzrostów kursu EUR/USD z powrotem poniżej 1,08.
Kolejne bardzo dobre informacje napłynęły natomiast wczoraj z polskiej gospodarki dając silne wsparcie złotemu. Produkcja przemysłowa rosła w marcu w tempie najszybszym od stycznia 2012 r. (8,8 proc. r/r). Powszechnie oczekiwano dobrego wyniku, ale niższego niż nadzwyczajne, bo wygenerowana w dużej mierze dzięki efektowi niskiej bazy statystycznej (szczyt spowolnienia w 2013 r.) 7,9 proc. osiągnięte w grudniu ub. r. Nie mniej optymistycznie wyglądała w ubiegłym miesiącu sytuacja, jeśli chodzi o sprzedaż detaliczną. Zwiększyła się ona o 3,0 proc. r/r, co uwzględniając deflację pozwoliło osiągnąć bardzo dobry, realny wynik na poziomie 6,6 proc. r/r. Odczyty dwóch kluczowych danych o wysokiej częstotliwości pozwalają z dużym optymizmem patrzeć na rozwój sytuacji w polskiej gospodarce w najbliższych kilku kwartałach. Widać wyraźne umocnienie popytu wewnętrznego. Konsumpcja rośnie wspierana poprawą sytuacji na rynku pracy, przyspieszającą dynamiką płac oraz ogólną poprawą nastrojów. Inwestycje nieco wyhamowały (wykorzystanie mocy wytwórczych jest w Polsce niższe niż średnia w Unii Europejskiej), ale dynamika wzrostów nakładów na środki trwałe utrzymuje się na stosunkowo wysokim poziomie. Z ankiet NBP (opublikowanych wczoraj) wynika, że zaledwie 23 proc. wstrzymuje się z rozpoczynaniem inwestycji – w porównaniu z 62 proc. w 2013 r.
Ogółem firmy deklarują podtrzymanie dynamiki nakładów na zwiększanie możliwości produkcyjnych na obecnym poziomie. Poprawa fundamentów gospodarki powoduje napływ kapitału zagranicznego i utrzymanie presji na aprecjację złotego. Rosną ceny akcji spółek na warszawskiej GPW. Stabilizują się natomiast ceny obligacji. Wczoraj, po raz pierwszy od sierpnia 2011 r., kurs EUR/PLN spadł poniżej poziomu 4,00. Polska waluta nie odczuwa negatywnych skutków wzrostu niepewności związanych z sytuacją Grecji (rząd w Atenach nakazał wczoraj samorządom i państwowym spółkom przelanie wszystkich dostępnych środków na swoje konta). Pytanie, jak długo? Albo inwestorzy w niewielkim stopniu wkalkulowują ryzyko bankructwa albo liczą na jego oczyszczające działanie, a jednocześnie brak silniejszego przełożenia na sytuację nienależących do strefy euro członków Unii. Każde bankructwo to jednak silny, negatywnych impuls dla ryzykowniejszych inwestycji, w szczególności walut krajów emerging markets. Wątpimy, by faktyczne niewywiązanie się Grecji ze zobowiązań nie wywołało odczuwalnej przeceny polskiej waluty. Ceny z zakresu 4,10-4,15 za euro to wciąż realny scenariusz zachowania kursu EUR/PLN w perspektywie II kw. br.
Autor: Damian Rosiński