Wzrost notowań ropy podciągnął wyceny spółek paliwowych w USA, które stały się motorem wzrostu indeksów. W Azji zwyżka była znacznie skromniejsza, w Europie inwestorzy mogą zwlekać z decyzjami. Niesłabnąca na sile rewolta społeczna w Egipcie tym razem nie wystraszyła inwestorów amerykańskich, którzy przez weekend mieli czas by zastanowić się nad konsekwencjami zmian w tym kraju. To oczywiście eufemizm – z zachowania Wall Street nie wynika bowiem, by wpływ
Wzrost notowań ropy podciągnął wyceny spółek paliwowych w USA, które stały się motorem wzrostu indeksów. W Azji zwyżka była znacznie skromniejsza, w Europie inwestorzy mogą zwlekać z decyzjami.
W Azji także obserwowaliśmy zwyżkę dziś rano, ale nie była ona okazała. Kospi i Hang Seng zyskały po 0,1 proc., Nikkei 0,4 proc., Shanghai Compiste 0,3 proc. Poniedziałkowe straty zostały odrobione tylko w małej części, luka bessy, która pojawiła się wczoraj na wykresach nadal przytłacza swoim rozmiarem. W przypadku rynków azjatyckich można obawiać się szybkiego powrotu dekoniunktury. Pretekstów może dostarczyć koniunktura w Chinach – wstępny odczyt indeksu PMI dla sektora produkcji wyniósł 52,9 wobec oczekiwanych 53,5 pkt, natomiast mocniej od oczekiwań wzrósł subindeks cenowy, co wskazuje na utrzymywanie się presji inflacyjnej w Chinach i grozi kolejnymi podwyżkami stóp procentowych, które mogą chłodzić koniunkturę giełdową i gospodarkę. Mówiąc dosadniej – podwyżki stóp mogą nadejść w okresie oczekiwanego schłodzenia gospodarki, czego inwestorzy bardzo nie lubią.
W Europie odczyty indeksów PMI dla sektora produkcji poznamy w pierwszych godzinach sesji. Otwarcie może być więc neutralne, zaś w miarę publikacji wskaźników nastroje inwestorów mogą się wahać, ale do 11:00 obraz sesji powinien być ustalony. Dopiero o 16:00 kiedy opublikowany zostanie ISM dla produkcji w USA, rynki ponownie mogą zafalować.
Na GPW mieliśmy wczoraj udaną obronę kanału wzrostowego – WIG20 po początkowych spadkach wypadł z niego, ale na koniec sesji wrócił powyżej 2 700 pkt i w obszar ostatniej konsolidacji. Zgodnie z tym co sugerowałem wczoraj, udana obrona rynku przed spadkami to za mało by myśleć o rekordach hossy. Grozi nam raczej przedłużenie trendu bocznego, przynajmniej do czasu aż Wall Street nie określi się, czy zamierza kontynuować korektę spadkową rozpoczętą w piątek, czy też jednodniowy spadek wyczerpał pokłady pesymizmu.
Być może z odpowiedzią trzeba będzie znów czekać do piątku – do danych z amerykańskiego rynku pracy, ale trzeba dodać, że zimny prysznic piątkowej sesji skutecznie schłodził wskaźniki techniczne na dziennym wykresie i nie są one już rozpalone. Po drugie oczekiwany wzrost inflacji może być dla Wall Street korzystny w średnim terminie i inwestorzy mają tego świadomość, wspieraną zresztą przez Fed. Minusem jest zaś domniemana pokusa realizacji zysków – od początku września S&P wzrósł o 24 proc. Ponieważ cierpliwość i nie uleganie emocjom okazały się skuteczną bronią w ostatnich dniach, trzeba na nią postawić także w najbliższym czasie i pozwolić trendom się wykrystalizować.
Emil Szweda