Po tygodniu gwałtownej deterioracji nastrojów rynkowych i narastających obaw, że nadmierne zadłużenie państw po obu stronach Atlantyku przyniesie mocne zahamowanie globalnego ożywienia, politycy i bankierzy centralni mobilizują się w celu powstrzymania dalszej eskalacji sceptycyzmu. Jeszcze w piątek późnym popołudniem odbyło się spotkanie premiera Włoch Silvio Berlusconiego z ministrem finansów Gliulio Tremontin, na którym omawiano nowe środki naprawy finansów publicznych.
Po tygodniu gwałtownej deterioracji nastrojów rynkowych i narastających obaw, że nadmierne zadłużenie państw po obu stronach Atlantyku przyniesie mocne zahamowanie globalnego ożywienia, politycy i bankierzy centralni mobilizują się w celu powstrzymania dalszej eskalacji sceptycyzmu.
W piątek wieczorem agencja S&P obniżyła rating kredytowy Stanów Zjednoczonych o jeden stopień do poziomu „AA+”, pozostawiając perspektywę negatywną, co oznacza, że rating może zostać ponownie obniżony w przeciągu następnych dwóch lat, jeśli redukcja wydatków budżetowych nie będzie realizowana w stopniu ustalonym w zeszłym tygodniu przez Kongres, wzrośnie obciążenie odsetkowe lub „nowa presja fiskalna” doprowadzi do wzrostu długu publicznego. Obniżka ratingu na pewno nie zaszkodzi amerykańskim obligacjom, gdyż są one uważane za jedne z najbezpieczniejszych aktywów finansowych. Oprocentowanie dziesięcioletnich papierów spadło dziś rano do 2,54 proc. wobec 3,12 proc. przed miesiącem, potwierdzając silny popyt na te papiery. W ciągu weekendu podtrzymanie zaufania wobec amerykańskich obligacji wyraziły Korea Południowa, Rosja, nieoficjalnie Japonia, Francja skrytykowała decyzję S&P, natomiast Chiny, największy zagraniczny wierzyciel USA, zaapelował o wyleczenie się USA z uzależnienia od pożyczania.
Dla rynków finansowych decyzja S&P jest silnym ciosem, szczególnie, że uderza w samym środku silnych zawirowań. Choć w długim terminie obcięcie ratingu przez jedną z trzech najważniejszych agencji ratingowych nie będzie miało większego wpływu na sytuację światowych finansów, to jednak pierwsze reakcje mogą być bardzo nerwowe, pogłębiając ostatnie spadki na giełdach, a na rynku walutowym przynosząc kolejną falę odpływu kapitału w kierunku franka i jena. Aby zminimalizować zaburzenia na rynkach finansowych wynikające z obniżenia ratingu USA przez S&P, w niedzielę odbyła się telekonferencja ministrów finansów państw z grupy G-7 oraz prezesów głównych banków centralnych, podczas której uzgodniono, że instytucje podejmą „wszelkie środki konieczne do zapewnienia stabilności finansowej i wzrostu”. Banki centralne dostarczą niezbędnej płynności rynkom finansowym i będą przeciwdziałać gwałtownym zmianom kursów walutowych. To dość enigmatyczne oświadczenie może oznaczać, że banki centralne Eurolandu, USA, Japonii, Kanady i Wielkiej Brytanii będą współpracować zarówno w interweniowaniu na rynku walutowym, jak również w stabilizacji europejskiego rynku długu, gdyż obecnie są to dwa najważniejsze pola silnych zaburzeń. Gdyby tak było, jest to ostrzeżenie dla pozostałych uczestników rynku, że po drugiej stronie pojawiła się nowa potężna siła, z którą lepiej nie zadzierać.
Politycy w końcu zrozumieli, jak ciężkie konsekwencje grożą światowej gospodarce, jeśli prędko nie zostanie opanowana sytuacja przede wszystkim w kwestii europejskiego kryzysu zadłużenia. Pozwolenie na dalszą panikę na rynkach finansowych może w szybkim czasie przynieść ogromne zagrożenie dla sfery realnej, prowadząc do drugiej fali kryzysu. Zapowiedziane na przestrzeni weekendu działania, jakie mają być podjęte przez rządy państw i banki centralne, ostatecznie przyniosą uspokojenie sytuacji, jednak najbliższe dni, jeśli nie tygodnie, będą się wiązać z dużą zmiennością i chaotycznym handlem.
Konrad Białas