Polski koń święci od 3 lat triumfy na Wielkiej Pardubickiej. Ale dlaczego tzw. przemysł koński obchodzi w Polsce tylko pasjonatów? Wyhodowany w Stadninie Koni w Mosznej 10-letni Tiumen wygrał po raz trzeci największy na świecie wyścig przeszkodowy, a inne dwa konie z tej stadniny przygotowują się do udziału na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. SK Moszna to jedyna sprywatyzowana stadnina koni sportowych, której system nie zabił i która przetrwała do dziś.

Polski koń święci od 3 lat triumfy na Wielkiej Pardubickiej. Ale dlaczego tzw. przemysł koński obchodzi w Polsce tylko pasjonatów?
 
Wyhodowany w Stadninie Koni w Mosznej 10-letni Tiumen wygrał po raz trzeci największy na świecie wyścig przeszkodowy, a inne dwa konie z tej stadniny przygotowują się do udziału na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. SK Moszna to jedyna sprywatyzowana stadnina koni sportowych, której system nie zabił i która przetrwała do dziś. I jedna z niewielu, które walczą o uwagę decydentów, by przywrócić branży rentowność i profesjonalizm. 
 
Wojownik z Polski nie do pokonania!
 
Gdy trzy lata temu polski koń Tiumen z SK Moszna (syn ogiera Beaconsfield i klaczy Toskanella po Demon Club) wygrał Wielką Pardubicką (VP), wywołał zainteresowanie. Gdy jeździec i trener Josef Vana na Tiumenie wygrał w roku kolejnym – kibice wyścigów wiedzieli, że imię Tiumen warto zapamiętać. Gdy ten sam koń z polskiej hodowli wygrał po raz trzeci – dołączył do elitarnej grupy 6  innych koni, które w całej 124-letniej historii VP wygrały ten prestiżowy wyścig trzykrotnie. Jeśli Tiumen pobiegnie za rok i wygra, stanie na historycznym podium VP razem z Zeleznikiem – jedynym koniem, który VP wygrał aż cztery razy. Bo „Tiumen je borec!” („Tiumen to wojownik!”), jak powiedział w czeskiej telewizji Josef Vana (59 lat), legendarny czeski dżokej i trener, bohater narodowy, który po raz ósmy jako jeździec i po raz dziewiąty jako trener wygrał Wielką Pardubicką, ten niebywale trudny i wymagający wyścig na dystansie 6 900 m, w trakcie którego konie muszą pokonać 30 przeszkód.
 
Tiumen był jednym z pięciu koni pełnej krwi polskiej hodowli na 14 startujących. W sumie na 48 zakwalifikowanych w tym roku koni wystartowało 16 koni polskich, 15 koni czeskich, 1 słowacki, pozostałe folbluty pochodziły z Anglii, Irlandii i Francji. „Konie pełnej krwi z polskich hodowli mają już w genach wytrzymałość i waleczność, dlatego doskonale sprawdzają się w tak trudnych wyścigach. Tiumen to prawdziwy polski wojownik. Jego sukcesy to dowód na potencjał, który ciągle w polskim przemyśle końskim jest, pomimo nieustannie pogłębiającej się zapaści tej branży w Polsce. Z jednej strony jesteśmy dumni z naszych kawaleryjskich tradycji, ustanawiając święto polskiej kawalerii na 31 sierpnia, z drugiej pozwalamy, aby likwidowano stadniny i stada ogierów, a miejsca polskich koni w stajniach zabierały te przywożone z zagranicy. Dobrze że Marszałek Piłsudski nie musi już tego oglądać!” – mówi Magda Donimirska-Wodzicka, Prezes SK Moszna. To dwa konie z jej stadniny reprezentowały Polskę na IO w Chinach, a dwa kolejne wyjadą w polskich barwach na IO do Londynu.
 
Miałeś, chamie, złoty róg…. – historycznie polska i zyskowna  branża dziś na skraju bankructwa
 
Pogłowie koni po II wojnie światowej spadło w Polsce 5-krotnie, w tym czasie w Niemczech wzrosło aż 3-krotnie. Wiele krajów UE wprowadza narodowe programy hodowli i różnorodnego użytkowania koni (tzw. przemysł koński), stawiając na rozwój profesjonalnej hodowli i zagospodarowanie obszarów rolnych, propagowanie rekreacji i turystyki konnej, promocję jeździectwa, poprawę rentowności i profesjonalizmu branży, a także rozwijając sektor wyścigów konnych. W samej Szwecji hodowlą koni zajmuje się ok. 6 tys. hodowców, 10% ziemi użytkowanej rolniczo jest wykorzystywane na potrzeby przemysłu końskiego, a wypas koni traktowany jest jako element „chronionego krajobrazu kulturowego” .
 
A jak wygląda ta sytuacja w Polsce? „Polska to dziwny kraj – mówią zagraniczni eksperci – bo u Was konie walczą z wiatrakami, a dawna potęga, wielowiekowa chluba narodowa i tak duży ekonomiczny potencjał ulega konsekwentnej dewastacji. Horse industry nikogo w Polsce zdaje się nie obchodzić, poza grupą pasjonatów”. 
 
Czym zasłużyliśmy na taką opinię? Grzechów zaniechania i jawnego marnotrawstwa jako kraj mamy na swoim sumieniu sporo. Żadna z dotychczasowych ekip rządzących nie przygotowała i nie wdrożyła choćby ogólnego planu restrukturyzacji i rozwoju przemysłu końskiego. Po 20 latach bylejakości rządów Agencji Własności Rolnej i Skarbu Państwa, następnie Agencji Nieruchomości Rolnych, hodowla koni w Polsce jest na krawędzi upadku przy jednoczesnym „zalewie” naszego rynku przez konie z zagranicy. Polskie dobro narodowe, czyli stada ogierów i stadniny są likwidowane, brak śladowych mechanizmów tworzenia rynku czy jakiejkolwiek oznaki zaplanowanej strategii i wizji, o rozwoju hodowli państwowej czy promocji jeździectwa i rekreacji konnej nie mówiąc. Nieudolne prywatyzacje stadnin państwowych doprowadziły wiele z nich do bankructwa, jedyną stadniną zajmującą się hodowlą koni sportowych, która przetrwała sprywatyzowana jest SK Moszna w woj. opolskim. Liczna niegdyś kadra zawodowa uważana za wzorcową w Europie, dziś jest w wieku przedemerytalnym, przy czym do tej pory nie stworzono żadnego systemu dla jej następców, pozwalającego utrzymać profesjonalizm w tej dziedzinie oraz szacunek dla światowego know how. 
 
Temat wyścigów konnych i totalizatora konnego (który pozostając w rękach państwowych jest wg ekspertów światowych najbardziej pewnym kanałem transmitującym pieniądze z hazardu do hodowli) zdaje się spać w Polsce spokojnym snem księżniczki. Czy znajdzie się osoba, która zmieni ten stan rzeczy i jak najszybciej podejmie działania mające na celu ratowanie polskiej hodowli oraz przywrócenie polskiemu przemysłowi końskiemu dawnej świetności – zanim okaże się to już niemożliwe? Kiedy przemysł koński, czyli branża doceniana przez wiele państw UE, przestanie w końcu obchodzić w Polsce tylko pasjonatów? Czy urzędnicy z ANR oraz Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi zainteresują się problemem przemysłu końskiego i zaczną skutecznie działać, aby polską hodowlę oraz polskie jeździectwo wydobyć ze stanu marazmu? Jeździectwo i wyścigi konne to przecież ogromny, nienasycony rynek światowy, w którym Polska ze względu na sukcesy polskich koni może, a także powinna uczestniczyć. Czy uda się jednak Polsce uporządkować rzucający się w oczy koński bałagan po latach bylejakości? Czy przemysł koński będzie jeszcze dla nas  powodem do dumy, czy też umrze z powodu błędu zaniechania, braku koncepcji i państwowej głupoty? Tylko tworząc dziś odpowiednie mechanizmy centralnie można zatrzymać postępującą agonię tej branży w Polsce oraz zagraniczną dominację, a także powalczyć o polską hodowlę, o polskie stadniny, o polskie jeździectwo, o ich konkurencyjność na arenie międzynarodowej. Spektakularne sukcesy polskiego konia z SK Moszna, przewaga liczebna i jakościowa polskich koni w tak prestiżowych gonitwach jak Wielka Pardubicka, obecność polskich koni na kolejnych igrzyskach olimpijskich dowodzą stale żywego polskiego potencjału i uporu grupy hodowców-pasjonatów. Szkoda tylko, że decydentów zdaje się to ciągle jeszcze zupełnie nie obchodzić.
 
 
MG Network
 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj